Witajcie! Proszę o poradę.
Moje zęby to załamka. Miałam próchnicę całe życie. W moim domu nikt nie leczył mi zębów, gdy byłam dzieckiem. Mleczaki wyszły, a potem zaraz były całe czarne i mając 4 lata nie miałam czym jeść. Później wyszły stałe i zaczęły się psuć. Na dentystę nigdy nie było pieniędzy. Gdy miałam 14 lat zaczęłam chodzić sama z siebie do przychodni NFZ (wcześniej nie miałam pojęcia, że tak można, nikt o to nie zadbał...), no i zaczęłam je leczyć. Łatwo nie było, bo za darmo było leczonych tylko 5 pierwszych pacjentów 2 razy w tygodniu i było to w trakcie zajęć szkolnych... ale chodziłam, robiłam bez znieczulenia (to było płatne) i jakoś to było. Warto wspomnieć, że w każdym zębie miałam po kilka ubytków tzn z różnych stron. Trochę się zaleczyły, choć nie do końca, ale jakoś to było. Niestety w tym czasie niektóre straciłam, jedne z powodu próchnicy, inne bo zniszczone się wyłamały i po latach korzenie trzeba było usunąć. Po kilku latach podjęłam studia i zaczęłam pracować i jednocześnie regularnie chodzić do stomatologa. Znów trochę podleczyłam, ale pewnego razu znieczulenie nie zeszło i trzymało się kilka miesięcy (pewnie uszkodzony nerw, tamten stomatolog regenerował go biolaserem), no więc wystraszyłam się i znów była przerwa. Po pewnym czasie znów wzięłam się za swoje zęby. Udało mi się wyleczyć PRAWIE wszystkie, choć cześci nie mam i część niestety jest po leczeniu kanałowym... po dwóch latach czyli teraz, okazało się, że znów muszę wszystkie leczyć. Mam dość! W dodatku dziś wieczorem odkryłam, że rusza mi się dwójka po leczeniu kanałowym kilka lat temu. No normalnie się rusza. Boję się ruszyć ustami. Natychmiast zapisałam się do stomatologa. Załamka. Jutro czeka mnie wizyta w gabinecie. I znów ten sam wstyd, że nie mam jeszcze 30-tki i takie braki w uzębieniu. A mam duże braki skrzydłowe na dole. Dokładnie na dole mam jedynie 8 zębów przednich + korzeń. Jakiś czas temu rozważałam implanty, ale w związku z tym, że mam guza przysadki mózgowej, muszę mieć robiony rezonans magnetyczny głowy. No i do tej pory myślałam, że to przeciwwskazanie, a dziś patrzę, że jednak nie. Czy to prawda? Mam tam bardzo mało kości i pewnie nie obyłoby się bez nadbudowy. Czy w samych implantach zamknęłabym się w 15 tys zł przy takich brakach? Rozważam kredyt. Co z resztą zębów? Mam półtoraroczne dziecko i problem, żeby jeździć często na 30 minut wizyty. Hurtowe leczenie zębów jest możliwe jedynie pod narkozą, a ja narkozy boję się jak ognia i byłabym w stanie wytrzymać bez narkozy te 4 godziny, ale kto by się podjął. Mam zniżkę w "sieciowym" centrum medycznym, dość sporą, ale tam odpada takie rozwiązanie. Powiem szczerze, że brakuje mi osoby, która by pokierowała tym moim leczeniem. Powiedziała, że najpierw trzeba zrobić to i tam, a później tamto. Nie wiem, czy jst sens iść do implantologa z jednoczesnym leczeniem ubytków, czy można jednocześnie nadbudowywać kość. Czy może do protetyka, bo nie wiem, czy niektóre zęby na górze zniosą kolejne plombowanie. Myślę, że ta ruszająca się dwójka nie...
Czemu to wszystko piszę? Bo liczę na jakieś słowa otuchy, może ktoś był w podobnej sytuacji i ma to za soba?
Jest jeszcze druga sprawa. Czy może mieć związek z zębami takie coś: od pewnego czasu mam problem z przełykanie jedzenia. Zatrzymuje mi się w gardle lub się krztuszę. Dodatkowo zaczęłam chrapać, mam wrażenie, że podniebienie nie działa jak powinno, że jest jakieś częściowo porażone. Kilka dni temu też chwilowo straciłam czucie w podniebieniu miękkim. Czy możliwe, że to od zęba? Ciągle mam chrypke i kaszlę. Byłam już u neurologa, gastrologa, pulmonologa i laryngologa (pewnie będę mieć biopsję mogdałka, bo coś tam małego jest, ale jak powiedział lekarz, nie powinno dawać takich objawów). Lekrze nie wiedzą, od czego tak jest.