Witam!
Przed chwilą przeczytałam Pana rozmowę z gutką (z marca 2011 roku). Mam niemalże identyczne problemy. Zacznę od tego, że w kwietniu 2010 roku zakończyło się moje leczenie ortodontyczne, nosiłam aparat Damon na górę i na dól (od 6 do 6) przez 20 miesięcy. Wszystko po zakończeniu leczenia było pięknie, zgryz podwyższony, dostałam szyny retencyjne do noszenia na noc (nie miałam retainera stałego na dół). Oczywiście byłam na tyle głupia iż myślałam, że te szyny to tylko zabezpieczenie na wszelki wypadek, w związku z czym nosiłam szynę na górny łuk, a dolny zlekceważyłam bo, po pierwsze, miałam w nim odruch wymiotny, a po drugie wydawało mi się, że zęby dolne nie mogą mi się wykrzywić, skoro przed założeniem aparatu były skrzywione leciutko i już po miesiącu były całkiem proste... Dziś zrobiłabym wszystko inaczej, ale czasu nie cofnę, mogę tylko mieć do siebie pretensje. Nosiłam swoje górne szyny przez rok na noc (tak było zalecone), ale za każdym razem w dzień leciutko się przemieszczały. Dolne zęby wykrzywiły się troszeczkę, ale nie dużo, więc się nie przejmowałam (głupia!). Po roku noszenia szyna zniszczyła mi się (zalałam ją zbyt ciepłą wodą i skurczyła się), w związku z czym zapisałam się jak najszybciej do pierwszej lepszej dentystki w osiedlowym gabinecie, aby zrobiła mi wyciski, dopóki zęby nie skrzywiły się jeszcze bardzo. To był kolejny błąd, bo powinnam była pójść do ortodonty, ale byłam w takim amoku, że zęby mi się wykrzywią, że nic mnie to nie obchodziło, zresztą ta Pani przekazała wyciski ortodontce z tegoż gabinetu, która to opisała je na potrzeby pracowni stomatologicznej. Kilka dni później odebrałam górną szynę, która może nie trzymała zębów w idealnym łuku, ale chociaż w takim stanie w jakim były. Nosiłam tę szynę do stycznia, ale ponieważ dolne zęby wykrzywiły mi się nieco bardziej, dodatkowo zaczęły mnie pobolewać dziąsła przy dolnych ósemkach (nota bene już wyrośniętych) zgłosiłam się do swojego dawnego gabinetu ortodontycznego. Ortodontki nie było, ponieważ pracuje za granicą i przyjmuje raz na dwa miesiące, zajęła się mną natomiast pani asystentka, która zrobiła wyciski góry i dołu i zamówiła u technika jakieś specjalne szyny, które te moje nieszczęsne zęby miały ustawić z powrotem w łuku. Dopytywałam się milion razy czy to na pewno jest bezpieczne, czy nic się moim zębom nie stanie, czy nie lepiej poczekać na ortodontę, na co otrzymałam tak przekonywujące wytłumaczenie i wymienionych ileś przypadków doprowadzonych za pomocą takich właśnie szyn, że kupiłam to. Nosiłam te szyny przez jakieś 16 godzin dziennie, przez kilka tygodni. Zęby bardzo mnie bolały, ale tak podobno miało być. Gdy ortodontka przyjechała do Polski, przyszłam do niej na wizytę i poprosiłam o lekkie przycięcie tego plastiku w okolicach dziąseł, ponieważ podrażniał je. Plastik został spiłowany tak, że kończył się jakieś 3 mm pod dziąsłem. Poza tym pani ortodontka (a raczej stomatolog z kursem ortodontycznym, jak się dowiedziałam po fakcie) powiedziała, że wszystko jest ok i żeby szyny nosić dalej. Po kolejnych dniach noszenia szyn okazało się, że moja prawa jedynka ma rysę w miejscu gdzie kończył się spiłowany aparat. Bałam się co to może być więc porzuciłam szyny (i dolne i górne) i udałam się do innej, tym razem już specjalistki ortodontki. Oczywiście po odstawieniu tego aparatu siekacze (górne i dolne) w dalszym ciągu "swędziały" i przeskakiwały przy dotykaniu językiem, dodatkowo zauważyłam, że mam po tych szynach trochę zmatowione szkliwo górnych siekaczy, a rano (w wyniku przesuszenia) na powierzchni zębów, tam do miejsca gdzie kończył się brzeg szyny zęby są w białe paski. Ortodontka nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości, pantomogram ok, pytałam też o stan kości, ten też podobno w porządku. Była również u kilku stomatologów, opisywałam im swoją "historię" i nikt nie stwierdził nic złego, no może poza tą poziomą rysą na szkliwie, która podobno jest niegroźna i rzeczywiście nieco zmatowionym szkliwem. Od tamtego czasu (czyli końca stycznia) nie noszę nic, żadnego aparatu retencyjnego... Przez pewien czas, mniej więcej od końca marca zęby nie swędziały i nie pstrykały (no może czasami), niestety są dość mocno nadwrażliwe. Pod koniec lata wszystko zaczęło się od nowa, może nie z takim nasileniem, ale ciągle czuję te zęby, które owa szyna miała "prostować" (górne jedynki i dwójki i lewa dolna jedynka, ta wysunięta z łuku), troszkę pieką, troszkę swędzą, troszkę pstrykają... Nie jest to właściwie ból, ale dolegliwość dość irytująca i uciążliwa. Dodam, że te objawy nasilają się wieczorami i na trochę ustępują po umyciu pastą do nadwrażliwych zębów. Nie muszę dodawać, że oczywiście trochę się wykrzywiły i, choć daleko im do stanu sprzed aparatu, to cały efekt estetyczny szlag trafił. Ostatnio również odzywa się lewa ósemka, przez kilka dni miałam wokół niej dość rozpulchnione dziąsło. Jakby tego było za mało, to jeszcze miewam bóle stawów skroniowo-żuchwowych, ale to już od dłuższego czasu, choć zaczęły się dopiero po zdjęciu aparatu. Bardzo proszę o pomoc, co mogę zrobić w takiej sytuacji, do jakiego lekarza się udać. Czy możliwe, że będę się musiała z tym męczyć do końca życia moich zębów? I czy w takiej sytuacji mogę liczyć na to, że będę te zęby miała jeszcze jakiś czas? Bardzo mnie to denerwuje, a najgorsze jest to, że w dużej mierze sama jestem sobie winna! Jestem załamana... Serdecznie proszę o odpowiedź, a zwracam się do Pana, mymy, ponieważ widziałam, że udzielał Pan bardzo wyczerpujących wyjaśnień gutce.
Pozdrawiam serdecznie!
MalaMi